wtorek, 11 czerwca 2013

#01


Jest rozdział! Dokładnie po 73 dniach O.o Za co chyba przepraszamy. Głównie pisała go Wiki, ja starałam się coś dopisać, ale wyszło jak wyszło, a raczej nie wyszło mi nic. Enjoy 


Zapowiadał się kolejny nudny, monotonny dzień. Słońce od samego rana chowało się gdzieś daleko za chmurami, a z nieba padał coraz bardziej gęsty i intensywny deszcz. Nie było to dla mnie niczym nowym, ani zaskakującym – taka pogoda była tutaj zupełnie czymś normalnym. W końcu, mieszkałem w Londynie, w mieście, w którym deszcz był kompletnie zakochany i był tu naprawdę częstym gościem. Pomimo tego, że słońce tutaj rzadko można było ujrzeć, i pogoda ogólnie była fatalna, kochałem te miasto całym sercem, a przeprowadzenie się do niego, była jedną, z najrozsądniejszych decyzji w moim dziewiętnastoletnim życiu. Owszem, kochałem moje małe Holmes Chapel; w końcu to tam się wychowałem, to tam mieszkała moja najbliższa rodzina i znajomi i to tam mieszkałem przez osiemnaście lat mojego życia, jednak to w Londynie czułem, że żyję. To w Londynie poznałem swoich najbliższych przyjaciół, którym naprawdę dużo zawdzięczałem, wiedziałem, że zawsze mogę na nich liczyć i wszystko powiedzieć. I to w Londynie poznałem najcudowniejszego faceta na ziemi, moją miłość, moją inspirację i powód, dla którego codziennie budziłem się rano. Louis był dla mnie idealny pod każdym względem, nie widziałem u niego wad. Kochałem go bez względu na wszystko i wiedziałem, że cokolwiek by się nie stało i tak zawsze będę go kochać. Louis był największą miłością mojego życia i miałem świadomość tego, że nigdy nie byłbym w stanie pokochać kogoś innego tak mocno, jak kochałem jego.

Pamiętam, jak bałem się powiedzieć mu o tym, że będziemy musieli zająć się Ayranną. Nie wiedziałem, jak zareaguje na tą wiadomość; w końcu nie byliśmy z Louisem ze sobą bardzo długo, do tego oboje byliśmy młodzi, zbyt młodzi, by zająć się dzieckiem, więc byłem gotowy na odrzucenie mojej wiadomości, jednak nic takiego się nie stało. Louis bardzo pozytywnie zareagował na moją wiadomość, zgodził się niemal od razu, co naprawdę bardzo mnie ucieszyło, ponieważ nie miałem pojęcia, co by było z nami, gdyby się nie zgodził. Obiecałem Gemmie przed śmiercią, że zajmę się jej adoptowanym dzieckiem i wiedziałem, że słowa dotrzymam nawet jeśli, Louis by się na to nie zgodził, ale wtedy nie wiedziałem, co by było z naszym związkiem.

- Harry? – usłyszałem przyjazny głos mojego chłopaka, dobiegający zza drzwi sypialni. Nim zdążyłem cokolwiek odpowiedzieć, drzwi się otworzyły, a zza nich wyjrzał Louis, wychylając jedynie głowę. Odszukał mnie wzrokiem, a kiedy nasze spojrzenia się spotkały, kąciki ust Louisa automatycznie drgnęły do góry. Kochałem jego uśmiech. Nigdy nie widziałem, by ktoś tak pięknie uśmiechał się, jak on.
– Skoro już nie śpisz, chodź na śniadanie, właśnie wkładam jajecznicę.
Powiedział, na co ja skinąłem głową, i zacząłem leniwie podnosić się z łóżka. Chłopak jeszcze przez chwilę się we mnie wpatrywał, po czym zniknął z pola mojego widzenia. Ubrałem na siebie jakieś zwykłe spodnie dresowe, a do tego biały podkoszulek, po czym wyszedłem z pokoju i zszedłem na dół.

Louis stał oparty o kuchenny blat z czułością patrząc się jak Aryana zajada swoje śniadanie. Podszedłem do niego witając się szybkim pocałunkiem w usta, po czym skierowałem się w stronę dziewczynki, gładząc delikatnie jej włosy i mrucząc ciche " cześć wszystkim " na co otrzymałem niemiłe spojrzenie z jej strony. Po krótkiej chwili sam siedziałem przy stole jedząc jajecznicę przygotowaną przez Tommo, który stał teraz odwrócony do mnie tyłem. Kątem oka spojrzałem na Aryanę. Jej kruczoczarne włosy swobodnie opadały na wątłe ramiona, teraz przyodziane rękawkami granatowej sukienki. Jej cera była wręcz porcelanowa, bez żadnej skazy i dopiero gdy wstała z krzesła odnosząc swój talerz po skończonym posiłku, zauważyłem dokładnie jej dzisiejszy strój. Sukienka w jednolitym kolorze sięgała tuż za kolano, prawie dotąd gdzie kończyły się białe podkolanówki zakończone luźno opadającymi czarnymi wstążkami.  Nigdy nie zajmowałem się dziećmi na dłuższą metę, ale zazwyczaj wyobrażałem sobie dziewięcioletnie dziewczynki, jako małe księżniczki w różowych sukienkach bądź innych kolorowych rzeczach. Tak jak robiły to bliźniaczki Tomlinson. Zawsze ubrane na kolorowo, w ciepłych barwach.
- Kochanie, my będziemy się już zbierać - Z zamyślenia wyrwał mnie głos Lou. Automatycznie mój wzrok powędrował w jego stronę, a ja pytająco na niego spojrzałem.
- Szkoła. Miejsce gdzie dziewięcioletnie dziewczynki, i nie tylko zresztą, uczą się potrzebnych rzeczy. Tak myślę.
- Oh wiem co to szkoła Louis- uśmiechnąłem się - Aryana, skoro Loueh zwozi cię do szkoły, to myślę, że to dobry pomysł żebym to ja Cię odebrał.
Momentalnie poczułem na sobie przeszywający wzrok dziewczynki. Jej usta zacisnęły się w wąską linię, a dłonie natychmiastowo zwinęła w pięści. Byłem zdezorientowany, dlatego szybko postanowiłem to wyjaśnić.
- Oczywiście skoro nie chcesz.. - spojrzałem błagalnie na Louisa
- Okej, bez obaw mogę cię też odebrać - zaproponował


Siedziałem na kanapie, szczelnie okryty kocem, rozmawiając z Niallerem i jednocześnie oglądając powtórki X Factora.
- I jak się mają sprawy z małą? - zapytał sięgając po kubek z gorącą herbatą?
- Serio Nialler? A więc.. Myślałem, że będzie trochę inaczej, no wiesz, pięknie i kolorowo. Para gejów i mała dziewczynka. Ale ewidentnie coś jest na rzeczy, tylko za cholerę nie wiem co.
- Co masz na myśli?
- Uh sam nie wiem. Ale wkurza mnie, że polubiła bardziej Lou niż mnie. To znaczy.. To nie tak, że mam to jej za złe czy coś.. Po prostu na przykład dziś zaczęła dziwnie się zachowywać gdy zaproponowałem, że ją odbiorę. To ciężkie, ale trzeba być silnym, nie?
- Dacie sobie rade, razem z Louisem. Jesteście dla siebie wszystkim i poradzicie sobie ze wszystkim. To dla was obu nowa sytuacja, ale nie zapominaj, że Lou ma młodsze siostry, może tu jest haczyk? Ma jakieś specjalne podejście do dzieci? - oboje się zaśmialiśmy. Louis wychowywał się w typowo żeńskiej rodzinie, tata pracował całymi dniami, podczas gdy on zostawał z mamą i młodszymi siostrami. Może rzeczywiście to przeszłość zadecydowała o tym całym podejściu i innych sprawach?
- Tak, to zdecydowania kobieca natura Tommo.
- Oh, a do tego ta niepowtarzalna uroda. No i tyłek - westchnął Niall
- Horan! - już miałem w żartach uderzyć go w ramie, ale natychmiastowo podniósł się z miejsca - Nie podrywaj mojego chłopaka - zaśmiałem się
- Oczywiście, pofantazjuje tylko o jego nieziemskim tyłku, dobra nic - ponownie wybuchł śmiechem - A teraz przepraszam, ale muszę się zbierać.
- Okej, okej, będę miał na Ciebie oko. Pilnuj się - uśmiechnąłem się wyplątywując się z koca i odprowadzając go do drzwi, na co puścił mi tylko oczko
- Będę szefie. Dobra, ja uciekam. Do następnego. Trzymajcie się i.. pozdrów Louisa - powiedział wyszczerzając zęby okryte aparatem ortodontycznym i już go nie było. Już miałem wrócić ponownie na kanapę gdy po mieszkaniu rozszedł się dźwięk dzwonka.
- Czego znowu zapomniałeś, Nialler? - zapytałem otwierając ponownie drzwi
- Kluczy, kochanie - oznajmił Louis wchodząc do mieszkania i mierzwiąc moje i tak już w nieładzie włosy. Na co cicho się zaśmiałem. Tuż za nim przez próg przeszła Aryana, z prostą postawą patrząc wprost przed siebie.
- Cześć Aryana. Jak było w szkole?
Dziewczynka zręcznie mnie ominęła, nie odpowiadając nawet słowem, kierując się w głąb mieszkania. Będzie dobrze pomyślałem. Kiedyś musi. Popatrzyłem jeszcze tylko na Lou, który bezradnie tylko przyglądał się całej sytuacji, wzruszając ramionami, po czym podszedł do mnie całując na powitanie. Położyłem bezradnie głowę na jego ramieniu, obejmując go w pasie i cicho wzdychając. Czy teraz nasze życie miało się odwrócić o 180 stopni? Jak to wszystko będzie wyglądało? Jednego byłem pewien. Powinienem poprawić kontakty z Aryaną, co będzie raczej trudne.

sobota, 30 marca 2013

#00



 Promienie słoneczne chowały się pod ciężkimi, szarymi obłokami. Drzewa powoli gubiły swe złote i czerwone liście, dając początek szarym i brunatnym barwom. Zdawać by się mogło, że tego dnia, nieba nie rozświetlał żaden promyk. Nie dało się także usłyszeć wesołego śpiewania ptaków, jedynym za to dźwiękiem był monotonny szum drzew. Wszyscy zgromadzeni stali w towarzystwie księdza, na niewielkim, zadbanym cmentarzu. Z ich twarzy było można wyczytać ból i cierpienie. Nikt się nie uśmiechał. Nikt nie żartował. Powaga i zaduma emanowała z każdego skrawka ziemi. Nagle po kluczowych słowach księdza, trzech mężczyzn pochwyciło dębową trumnę i umiejscowiło ją w głębokim dole, przysypując czarną ziemią, tworząc z niej niewielką kopułę. Po policzkach Anne niekontrolowanie spływały słonawe krople. Jej oczy były czerwone od płaczu. W rękach odzianych w skórzane, czarne rękawiczki trzymała zdjęcie swojej jedynej córki.

Harry stał tuż przy swojej mamie. Z zaczerwienionymi i lśniącymi oczami. Nie płakał. A przynajmniej starał się nie płakać. Obiecał jej, że zawsze będzie silny. Musiał tego dotrzymać.  Jedną z rąk zacisnął w pięść, opanowując swoje emocje, w drugiej natomiast trzymał dłoń najważniejszej osoby w swoim życiu. Louis wspierał go na każdym kroku, a szczególnie teraz.
Po chwili na odpowiednim miejscu postawiono dużą gipsową płytę.
GEMMA STYLES. ŻYŁA LAT 25. ZGINĘŁA ŚMIERCIĄ TRAGICZNĄ. NA ZAWSZE W NASZYCH SERCACH. 
Te napisy spowodowały ogromny ból w klatce piersiowej Anne. Z trudem łapała oddech, nadal niemiłosiernie łkając. Pomodliwszy się, ksiądz odszedł, a przed Harrym i Anne stało jeszcze jedno zadanie.

Każde słowo współczucia. Każda kondolencja, od każdego z osobna, niebywale kuła w serce. Zadawała ból. Każdy zadawał sobie pytanie. Dlaczego ona? Dlaczego właśnie Gemma? Dziewczyna zawsze uśmiechnięta i pogodna? Dlaczego to ona musiała opuścić swoich przyjaciół, rodzinę. Swoją niedawno zaadoptowaną córkę. To wszystko kłębiło się w umyśle każdego obecnego w uroczystości pogrzebowej.

 *
Harry po zmianie ze swoją rodzicielką, siedział na szpitalnym krześle, czule obejmując dłoń swojej starszej siostry. Spała, leżąc w zielonkawej pościeli. Jej prawa noga znajdowała się w gipsie. Na rękach, przedramionach oraz twarzy znajdowały się liczne siniaki, zadrapania, oraz jeszcze świeże blizny po wbitych szkłach. Nagle jej powieki zadrgały i Harry miał już wzywać lekarza, gdy dziewczyna odezwała się do niego cichym głosem.
- Aryana
- Spokojnie Gemm. Ari jest z mamą, nic jej się nie stało.
Minęło sporo czasu, zanim odezwała się ponownie. Gemma spojrzała na swojego brata i delikatnie, ostatkiem sił ścisnęła jego dłoń.
- Hazz. Obiecaj mi coś. Obiecaj, że się nią zaopiekujesz. Ty i Lou. Zaopiekujcie się nią.
- Kochanie.. Niedługo stąd wyjdziesz i..
- Proszę. Obiecaj -  wyszeptała, z ledwością powstrzymując powieki przed opadnięciem.
- Obiecuję.
Wtedy jej oczy się zamknęły. Znajdujące się obok niej maszyny zaczęły niemiłosiernie piszczeć. Na salę wbiegli lekarze. Wszyscy w sterylnie białych fartuchach. Harry'ego natychmiast wyproszono. Rozpoczęto reanimację.
Tuż potem dostał informację o śmierci swojej siostry. Od tamtej pory chodził przyduszony. Wyprany z wszelkich emocji. Ale obiecał jej, że będzie silny i że razem z Louisem zajmie się Aryaną. Nie wiedział tylko, że dziewczynka okaże się największym zagrożeniem dla jego bliskich.


Siema, siema, siema :) Jestem z prologiem. Tak jakby. Myślę, że historia choć trochę przypadnie Wam do gustu i przynajmniej pare osób będzie to w ogóle czytało. Także.. wesołych świąt :) 

piątek, 8 marca 2013

Wprowadzenie



Tytuł:  Orphan  (sierota)

Pairing:  Louis Tomlinson & Harry Styles (Larry Stylinson)

Bohaterowie:

- pierwszoplanowi: 
Harry Styles, Louis Tomlinson,  Aryana

- drugoplanowi: 
Anne Cox, Siostra Coleman , Niall Horan, Liam Payne, Zayn Malik, Danielle Peazer

Opis:  Wszyscy przeżywają  dramat po stracie bliskiej osoby. Gemma Styles ulega wypadkowi samochodowemu. Natychmiast trafia do szpitala. Na kilka tygodni przez nieszczęściem, w pobliskim sierocińcu adoptuje dziewięcioletnią dziewczynkę.  Tuż przed śmiercią prosi swojego brata o opiekę nad małą Aryaną.  Jej pojawienie się, daje jednak początek niecodziennym zdarzeniom.  Harry odkrywa niebezpieczeństwo, ale nikt spośród jego bliskich nie zwraca na to uwagi.  Ostrzeżenia zostają wysłuchane, ale o wiele za późno, gdy praktycznie nie ma już ratunku.  Aryana zmienia życie Harry’ego i Louis’a oraz ich przyjaciół w piekło.  Dziewiętnastolatek postanawia  działać na własną rękę.  Ale czy jego bliscy będą w pełni bezpieczni? Czy wszystko pójdzie po jego myśli?

„ A kiedy trzeba, na śmierć idą po kolei,
Jak kamienie przez Boga rzucane na szaniec. ”

Ostrzeżenie:  Zawiera treści dotyczące przemocy, miłości homoseksualnej oraz zaburzeń psychicznych.

Ode mnie: Witajcie. Mam nadzieję, że tym razem choć trochę Was zaskoczę.  Myślę, że taka historia nie pojawiła siędo tej pory w rzadnym publikowanym opowiadaniu. Przyznam też, że do napisania zainspirował mnie pewien fim, ale na razie nie zdradzę jaki. Może ktoś go oglądał? Nie mam pojęcia. Wiem tylko, że po paru wprowadzonych zmianach powstało coś takiego.  Liczę na komentarze i wasze opinie Tak więc.. Zapraszam :) xx